Ludzie zgłaszający straży pożarnej problemy z osami, pszczołami i szerszeniami skarżą się na brak pomocy.

– Usuwanie gniazd owadów nie należy do naszych zadań – odpowiadają strażacy.
 
Niedawno rój os zaniepokoił mieszkańca ulicy Montrealskiej w Józefosławiu. – Zadzwonił do straży z prośbą o interwencję – mówi radny Andrzej Hubl. – I usłyszał, że strażacy przyjadą, ale środek owadobójczy mieszkaniec musi kupić sam. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale pod numerem 998 usłyszałem to samo. Dopiero naciski i informacja, że jestem radnym, odniosły skutek – relacjonuje.
 
Straż pomogła, ale nie zmniejszyło to oburzenia Hubla. – Koszt takiego środka to 15 złotych. Poza tym jak można oczekiwać od człowieka szukania wieczorem preparatu owadobójczego? Wodę do gaszenia pożarów też mamy sobie sami przywozić? – irytuje się radny.
 
Kwestię postępowania strażaków w takich przypadkach uregulowała Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej kilka lat temu. Obowiązek funkcjonariuszy sprowadza się do wygrodzenia zagrożonego terenu i do ewentualnej ewakuacji przebywających tam osób.
 
Rozwiązanie problemu z owadami należy już do właściciela lub zarządcy nieruchomości. – Eliminacją owadów zajmują się wyspecjalizowane firmy, działają one również w naszym powiecie – wskazuje rzecznik powiatowej straży kpt. Łukasz Darmofalski.
 
– Oczywiście jeśli sytuacja tego wymaga, na przykład gniazdo znajduje się wysoko, to pomagamy. Ale środek owadobójczy powinien dostarczyć właściciel – podkreśla Darmofalski.
 
Joanna Ferlian-Tchórzewska